8 lipca 1997 rok. ( wtorek )
„Gazeta Wyborcza” pod tytułem
„Idzie powódź” podaje .. . Fala powodziowa na Odrze dopiero
się zbliża, co nas czeka ? W Opolu absolutnie najwyższy
notowany stan 604 cm ,Odra osiągnęła w sierpniu 1813 roku.
Patrzę na mapę, jezioro w Folwarku i Odra mają normalny
stan na wysokości 152 m npm. Ulica Szkolna jest na
wysokości 160 m npm. Z prostego wyliczenia wynika, że do
mojego domu brakuje jeszcze 2 m. Jestem spokojny, wiem, że w
1813 roku Odra nie była jeszcze uregulowana. Wał wybudowano
dopiero na naszym terenie w 1860 roku, a on ma wysokość
prawie 8 m. Wytrzyma! Prorokują,
że w czwartek rano rzeka może ten stan przekroczyć,
w poniedziałek w ciągu trzech
godzin przybyło 102 cm w Chałupkach. A u nas woda w Odrze
wysoka, powoli podchodzi pod wał, w jeziorze poziom taki
sobie, przy ulicy Stawowej mostek można jeszcze spokojnie
przejść, życie w wiosce
przebiega normalnie, szykujemy się do odpustu w naszej
parafii (13.7.97).
9 lipca 1997 rok. ( środa )
W godzinach rannych woda w Odrze doszła
do wałów i przybiera. Dochodzi nas wiadomość, że około godziny 7 rano w
Boguszycach przerwało wał i woda polami płynie w naszym
kierunku. Około godziny 11 byłem nad Odrą i oglądam nurt
wody, spokojnie bez emocji. Wracam do domu, na ulicy
Lipowej już ruch, traktory przewożą inwentarz żywy do
Wójtowej Wsi, Winowa i innych, wyżej położonych miejscowości.
Niektórzy z zagrożonego Przewrócia przeprowadzają inwentarz
do gospodarstw przy ul. Wiejskiej, przenoszą co cenniejsze
przedmioty na strychy. Około godziny 15, pierwsza fala
przelewa się polami już do Folwarku. Mieszkańcy za stawem w
pośpiechu przewożą resztę inwentarza. Droga obok Kochanka
(sołtysa) staje się szybko nieprzejezdna. Ostatni (Kulik
Gerard ) z trudem , zataczając się na rowerze pokonuje
wezbrany nurt przelewający się przez drogę. Jeszcze
traktory ( z trudem i wielkim ryzykiem ) ,jadą aby coś
uratować. Woda podchodzi do podwórza Staffy i
Chudali i powoli, ale systematycznie zalewa ul. Wiejską.
Pan Wala czeka na swojej werandzie (odmawia pomocy, którą
oferują mu strażacy i mieszkańcy, nerwowo pali papierosy i ma
nadzieję, że woda podejdzie do schodów i dalej się nie
podniesie). U
Józefa Kornka,
w wielkim pośpiechu cała
rodzina przenosi dorobek swego życia na strych i odmawia
ewakuacji. Prosi, aby przyjechali później bo jeszcze ratuje
część wyposażenia. Lódź
strażacka przywozi tylko jego 83 letnią matkę oraz dzieci.
Przybywa ksiądz proboszcz, ruch na ul. Wiejskiej coraz
większy, ale jej mieszkańcy nie panikują, jeszcze nie dają
wiary informacjom o tym, że woda podniesie się o dalsze 2
m.
Woda na ulicy Wiejskiej zaczyna się
powoli przelewać w stronę
ul. Stawowej, gdzie spływa do jeziora. Mieszkańcy ul.
Wiejskiej zaczynają zatykać workami otwory w
piwnicach, aby woda ich nie zalała
( niektórzy zamurowywują). Pani Malikowa ( ul. Wiejska 7)
ładuje resztki mebli i sprzętu na przyczepy ( i o ironio
losu, doradzam jej aby kwiaty w doniczkach postawiła wyżej
na murku żeby je nie zalało). U Wieszali ruch, przenoszą
sprzęty córki (Suchan ul. Wiejska 1 ) do siebie ul. Wiejska
3, a sprzęt rolniczy zgromadzony na placu przewożą na
podwórze do Langosza (ul. Wiejska 8). Pan Józef
Kiwus ( ul.
Wiejska 2 ) zamurował drzwi do mieszkania na wysokość
około 30 cm ( znowu mu
doradzam aby domurował jeszcze 30 cm i obłożył workami z
piaskiem).
Wracam w kierunku kapliczki już
na traktorze z Tadeuszem Wieszalą, bo woda szerokim
strumieniem przelewa się przez drogę do ogrodu Kasperka (ul.
Wiejska 4) . Nie mam zegarka, może minęło 15 minut jak suchą
nogą przechodziłem do Kiwusa a wracałem na traktorze.
Zatrzymałem się jeszcze chwilę u Tadeusza, ( jeszcze
przenoszą rzeczy) . Woda zaczyna zalewać mieszkanie
Malika - widzę łzy w oczach i
bezsilność. Mieszkańcy
parzystej strony ul. Wiejskiej zaczynają w pośpiechu
przenosić swoje sprzęty
na strychy i wyprowadzają inwentarz żywy wyżej. Ulica
Wiejska powoli jest zalana ( może minęła godzina) .
„Podziwiamy” jak woda zabiera namioty foliowe w ogrodach,
jak trzaskają szyby w szklarni u Szmechty. Stanisław
Murowski się zdenerwował bo jakiś traktor pędem jedzie od
strony Odry i fala wody przelewa się przez krawężnik
spryskał wodą świeżo zamurowane okno w piwnicy.
Ewakuacja Kornka Józefa z żoną o godz. 21 wieczorem.
Woda zaczyna zalewać podwórza, jestem u Stanisława
Murowskiego, jeszcze siedzimy na ławce i debatujemy przed
schodami prowadzącymi do mieszkania. Woda podnosi się dalej,
pocieszam go, że za chwilę poziom się ustali. Idę do domu.
Zaczyna szarzeć, ruch coraz większy,
wszyscy czekamy na stabilizację poziomu wody. Pojawia się
policja i apeluje aby mieszkańcy ul. Szkolnej zaczęli się
przygotowywać do opuszczenia domów, bo główna
fala dopiero nadejdzie. Nikt nie wierzy,
chociaż każdy ma wielkiego
stracha. Nie ma paniki, duża nerwowość niektóre
kobiety płaczą, bo zaczynają
sobie uświadamiać co się
zaczyna dziać, inni
żartują ( nie trzeba kropić ogródków ). Już
ciemno, może godzina 23, może później. Nikt nie myśli o
spaniu, bo woda dalej rośnie. Mieszkańcy ul. Wiejskiej
ratują jeszcze co się daje wynieść ( do Laksego muszą
zburzyć mur aby się
ewakuować z inwentarzem). Jestem potwornie zmęczony,
chociaż nic do tej pory nie zrobiłem, gapiłem się jak wielu
innych. Widzę, że wielu „topielców” pada z nóg i już tylko
czeka na moment gdy poziom się ustabilizuje. Całe życie
przeniosło się na ulicę Szkolną.
10 lipca 1997 rok. ( czwartek, po
północy)
Idę się
położyć. Pytam się
jeszcze kto chce się u nas przespać. Mam 2 wolne
pokoje, nie ma chętnych.
Położyłem się i włączyłem radio „OPOLE”,ktore bez przerwy nadaje
komunikaty, telewizja też nadaje, ale informacje są tak
niewiarygodne - nieprawdopodobne - , a co najgorsze jedna
informacja sprzeczna z drugą. Odnoszę wrażenie, że tylko
nasz Folwark zalewa woda, staram się zasnąć, nie mogę.
Nadają komunikat,
że ulice Opola będą zalane od 3 do 4 m , żeby mieszkancy przygotowali siedo opuszczenia domów ( wyspa Pasieka, Zaodrze,
ul. Koszyka). Wstaję, idę na dół sprawdzić poziom
wody, ktora dalej rośnie. Od strony
Opola poziom wody zbliża się niebezpiecznie do ul.
Szkolnej. Tak jest, wszystko staje się jasne - woda
podeszła do wałów w Winowie, a tam nie ma odpływu, u nas
zaczyna się spiętrzać. Jak wysoko ? Mam stracha !
Chyba jest już po
północy. Pojawia się Jasiu Pawleta i mówi, że wraca z Opola
i tam nic się nie dzieje, żadnego alarmu, ludzie spokojnie
śpią, wszystko normalnie woda, wysoka ale nie ma żadnego
ruchu. Nie wierzę. Siadamy w jego samochód i jedziemy. Za
Winowem skręcamy do jeziora „Gemeinde”, tam stoi koparka i
dwa osobowe samochody, kierowcy śpią w samochodach, Jasio
tyłem cofa samochód, jedziemy dalej. Za kościołem w
Szczepanowicach skręcamy na ulicę Krapkowicką, dalej w
stronę SDH za „Odrą” stajemy przy ul. Spychalskiego,
wchodzimy na wał i nic, paru strażaków pilnuje, czy woda nie
przecieka przez zaporę, kilku innych spokojnie napełnia
obok worki z piaskiem. Do górnego poziomu brakuje około 1,3
m aby się przelewało. Jedziemy jeszcze na Rondo, spokojnie,
bardzo mały ruch na ulicach, zawracamy i ul. Prószkowską
wracamy do domu. Jestem trochę spokojniejszy, ale spać
już nie idę.
Dlaczego w Opolu nie ma alarmu? Dlaczego nie ma syren,
które obudzą mieszkańców lewej strony Odry, przecież to co
dzieje się w Folwarku, doprowadzi do przerwania wałów, a to
znaczy, że zaleje całe Zaodrze. Może
my tu w Folwarku za bardzo się przejmujemy, i lada chwila,
poziom się ustali, a potem powoli zacznie opadać.
Nie wiem, nikt nie wie !
Woda się dalej podnosi,
ul. Szkolna od strony Opola zalewana jest coraz bardziej (
około 20 cm na godzinę podnosi się poziom) . Zaczyna
podchodzić do domu Józefa Iwańskiego
. Teraz mieszkańcy ul. Szkolnej zaczynają się denerwować.
Już świta, widać jak
wysoka jest woda na ul. Wiejskiej, Lada moment zalane
zostaną okna na parterze (
widać jeszcze około 10
cm ) u Kornka Józefa ( za stawem)
Nie wiem, która to była
godzina ale doszła nas wiadomość, że przerwało wały w Opolu i
woda zalewa Wójtową Wieś oraz miasto. Boże, jaka ulga !
teraz może woda zacznie opadać. Nikt z nas nie pomyślał
o tragedii, która się tam rozpoczyna, przecież tamci będą
bardziej zaskoczeni od nas, jest jeszcze noc, u nas zaczęło
się po południu, a ile było dramatu. Ale taki już jest
człowiek, myśli tylko o sobie, czyjaś rana go nie boli.
Niektórzy jednak się zreflektowali, przecież moje bydło
jest w Wójtowej Wsi. Już
nie mamy łączności, telefony przestały działać,
policji nie ma, straż też
gdzieś się zapodziała. Co będzie gdy zajdzie potrzeba
wezwania pogotowia.Woda podnosi się
dalej, zaczynam się bać, wyciągam
poziomnicę i robię pomiary, ile metrów brakuje do Szkolnej
12, około 1,7 m ! Komunikaty radiowe podają, że nadchodzi
jeszcze 2 m fala (ostatnia) ! Nie wiem, która to była
godzina, siadamy do samochodu i jedziemy w kierunku Opola
zobaczyć jaka tam sytuacja. Za Winowem woda przelewa
się przez szosę, dalej koniec
jazdy. Po prawej stronie szosy od strony Odry, w Winowie
wszystkie domy zalane. Patrzę, płynie fotel, na nim parę
rzeczy i jakaś plastykowa torba.
Wracamy, jedziemy w kierunku Chrzowic, za
Folwarkiem patrzymy na „morze”. Dom pana Wali widać
tylko parę centymetrów,
Kochanek zalany pod dach, robię parę zdjęć, może
się udadzą. Do Groszowic widać tylko wodę
„morze”, mnóstwo różnych rzeczy płynie z prądem wody.
Wracamy do domu. Zbliża się południe, telefony już dawno nie
działają, żeby tylko nikt nie zachorował, żeby nie było
żadnego wypadku, bo pogotowie nie dojedzie, a helikoptery
ratują Opolan na dachach. Najgorsze chyba jeszcze przed
nami. Woda jakby się ustabilizowała, co pół godziny
sprawdzam jej poziom, jestem spokojniejszy. Ale czekamy na
drugą falę. Zaczynamy się organizować, ktoś
pomyślał o kanapkach, herbacie, jest kawa ( Agnieszka
Chudalowa z ul. Lipowej). Pani Krysia rozdaje dla
poszkodowanych bony na obiad. Z Prószkowa przywożą pod
wieczór paszę dla inwentarza ( Pan Ochota z Górek ),
„ŻYCIE” na ul. Szkolnej zaczyna się normalizować. Słuchamy
komunikatów radiowych, czekamy, czekamy i czekamy.
Zaczynają
się pojawiać pierwsi „Turyści
Oglądacze” docierają też rodziny do poszkodowanych i nieposzkodowanych, zmartwieni brakiem informacji o Folwarku.
Radio „Opole” podaje co dzieje się w Opolu, o naszej
tragedii nie ma żadnej wiadomości, helikoptery przelatują
tylko nad nami, może z góry to nie wygląda tak źle.? |
11 lipca 1997 rok. ( piątek
)
Poziom wody bez zmian. Brak łączności, mamy chleb i na
razie własne zapasy . Agnieszka Chudala z Danutą Zmarzły
robią śniadanie z prywatnych zapasów. Urząd Gminy finansuje
obiady u „Maji”. Spontanicznie nieznajomi przywożą różne
produkty, wygląda na to że jakoś przeżyjemy. Czekamy,
poziom wody się zmienia ( rośnie lub opada o 2 - 3cm). Organizujemy wartę, komunikaty radiowe informują o
szabrownikac na pontonach . |
12 lipca 1997 rok ( sobota )
Wieczorem około 21 godziny
wysadzają wał w Winowie ( Gemeinde)Slychac straszne dwa huki.
Nadzieja, że woda w końcu zacznie opadać. Pomoc w dożywianiu
dobra, mamy coraz więcej darów. Wieczorem po mszy
(odpustowej odprawionej przez naszego Janka ) mamy u „ Maji”
kołacz upieczony przez Agnieszkę i Panie z ul. Szkolnej.
Znowu bardzo dużo „ Turystów” ( całe rodziny). Czekamy. Dla
proboszcza robię listę zalanych przez powódź. Lista w
następnych dniach będzie uzupełniona, bo dziś brak mi danych.
13 lipca 1997 rok ( niedziela odpustowa
)1
Agnieszka Chudalowa przygotowała
śniadanie na „rynku”. Na mszę odpustową do parafii
pojechało niewielu. „Życie” wszystkich mieszkańców,
przeniosło się na „Rynek”, skrzyżowanie ulic Lipowa –
Szkolna, tu można coś przekąsić i czegoś
się napić. „Odwiedza” nas bardzo dużo
turystów. Jest Wójt z żoną, ( której nie znają mieszkańcy
Folwarku, więc wysłuchuje pretensje pod adresem jej męża).
Około godziny 15, Janek Smolin ( Kola ) z kolegami wybiera
się na Przewrócie , przy wsiadaniu do pontonu ,dostaje
ataku padaczki, wzywamy pogotowie przez telefon komórkowy
od przypadkowego „Turysty Oglądacza”. ( na szczęście, bo
nie ma innego połączenia). Wójt , Bernard Lelek rozmawia ze
strażą w Prószkowie, która łączy się z pogotowiem . Po 15
minutach chory się podnosi, dalsza pomoc niepotrzebna,
przyjeżdża pielęgniarka wezwana przez pana Kochanka Reinera,
po dalszych minutach nadjeżdża pogotowie ( jechali przez
Prószków ), wyjaśniamy sytuację,wiec odjeżdżają. Wielu od
zachodniej strony ul. Wiejskiej wchodzi przez stodoły na
podwórze i robi pierwsze porządki.Godzina 21,45
poziom wody obniżył się o 197
cm . Ulica Wiejska jest jeszcze zalana na całej długości.
Smolin Antoni dzwoni w kaplicy wieczorem około godziny 18.
Życie nadal na ul. Szkolnej-Lipowej pod kapliczką z 1675
roku. Nasza „Warta” robi pierwszy „obchód”.
14 lipca 1997 rok ( poniedziałek
)
Agnieszka Chudala i Danuta Zmarzły
już przygotowały śniadanie ( na razie dalej z prywatnych
zapasów ). Chleb jest, kawa, herbata, trochę kanapek , nikt
nie jest głodny. Godzina 9:00 stan wody ( minus 2,19 ),
czyli w ciągu 10 godzin obniżył się tylko o 22 cm, Bardzo
wolno! Zaczynają się denerwować! Nadchodzą
pierwsze dary ludzi dobrej woli z parafii. Od Proboszcza
otrzymaliśmy kolektę odpustową ( 107 450 410,- zł starych +
50 milionów z naszego Caritasu mamy razem 157 milionów
starych złotych) BARDZO DUŻO ! Zbiera się komitet (
Agnieszka Chudala, Danuta Zmarzły, Czura Rozwita ) dokonują
podziału pierwszej zapomogi dla poszkodowanych. Ustalamy
po 50,- nowych złotych ( 500 000,- starych ) dla każdego
poszkodowanego, niezależnie od stanu majątkowego i stopnia
zalania. Wyjątek stanowi rodzina Kozłowskich, która pierwszą
prywatną zapomogę przeznaczyła na alkohol ( już w sobotę).
Podobnie Kornek Eryk, który od soboty do dziś kiedy to
piszę 16 lipca 1997 jeszcze nie wytrzeźwiał). Kozłowskim
uregulowano z tych pieniędzy dług w sklepie 90,- zł i
potrącono 50,- z prywatnej zapomogi. Postanowiono, że
ewentualne zapomogi w przyszłości w gotówce nie zostaną im
wypłacone. ( Komitet pokryje koszty zakupu artykułów
żywnościowych w sklepie ). Pan Żur i Kiwus Hubert
zrezygnowali z zapomogi, ( lista wypłat z podpisami u p. Rozwity, która opiekuje się pieniędzmi ). Przywożą
środki do dezynfekcji, pierwsi z Przewrócia oglądają swoje
zalane domy na pontonach . Godzina 15,30 stan wody ( minus
2,27 czyli 8 cm od godz. 9 ).
Dochodzi makabryczna wiadomość,
w Opolu wyłowiono z Odry trumnę ze zwłokami, może to następna plotka? Godzina 18,30
( stan wody minus 2,33 cm od max poziomu zalania ).
Jesteśmy względnie
zorganizowani, wszyscy wiedzą gdzie czego i kogo szukać.
Mamy co jeść i pić.
Uzupełniamy zapasy domowe.
Dary napływają ( stanowczo za dużo odzieży a za mało
środków do czyszczenia, rękawiczek, butów gumowych,
szczotek, proszków). Gmina obiecała dostarczyć.
15 lipca 1997 ( wtorek )
Rano śniadanie jak zwykle,
mamy już przetwory, wędliny z Górek.ktore od Barona przywiózł
proboszcz, Mieszkańcy ul. Wiejskiej wchodzą do swoich
zalanych domów i zaczynają pierwsze porządki ( STRASZNIE
TAM WYGLĄDA opowiadają), brakuje środków do czyszczenia ,
butów gumowych, rękawic, środków do dezynfekcji. Godzina
15, Komunalka z Prószkowa przywiozła 1 tonę wapna z
Górażdży. Godz. 15,30 proboszcz przysłał 120 kg mydła
(pasta), przywiózł P.
Sadło z Chrząszczyc. Godz. 15:45 z Urzędu Gminy przywożą
środki do czyszczenia ( domestos 25 butelek ) oraz 8 par
butów gumowych. Godz. 16 u Kochanka Reinera siano się
zaparzyło, istnieje niebezpieczeństwo wybuchu pożaru,
wiec wyrzuca je i zatruwa się gazami ( metanem ). Wzywamy
pomocy, straż i kilku młodych pomaga na zmianę ( po 15
minut ), usuwać zagrożenie.
Wszystko kończy się szczęśliwie . Godzina 18,30 dwa
samochody (żuki) przywożą dary mieszkańców Domecka (
ubrania, żywność, zboże,
proszki). Z ich oczu mogę wyczytać, że robią to szczerze, nie na
pokaz, są zażenowani gdy im dziękuję. Godzina 19 wielka
uczta u MAJI w restauracji .Wszyscy mieszkańcy proszeni są
na kołacz i ciasto odpustowe ze Złotnik. Delegacja Pań ze
Złotnik oprócz ciasta i kawy przywiozła pełny samochód
dostawczy produktów ogrodniczych (sałata , ziemniaki,
kalafiory i wiele innych) . Od Barona z Górek znowu dostawa
krupnioków, nawet nie wiem kto to przywiózł. Ul. Wiejska
częściowo sucha ( od Murowskiego do Cygana). Już widać
ogrom strat . Sprawdzam budynek DFK, był zalany dokładnie do wysokości parapetu okna. Kapliczka (
mierząc od podstawy) na wysokość 205 cm .Ruch na ul.
Szkolnej mniejszy. Większość
powodzian przeniosła się do
swoich domów i wyrzuca dorobek życia na podwórka, potem
ładują na taczki i przywożą na Szkolną do kontenera .
Jeszcze nikt nie jest szczepiony ,boję się choroby, nikt nie
myśli o tym, że woda jest bardzo skażona. Po południu
dochodzi informacja, że można jechać się
szczepić, jest szczepionka, są
środki do czyszczenia, są buty gumowe, mało rękawiczek.
16 lipca 1997 ( środa ) już
tydzień mamy za sobą.
Rano dwie osoby na ‘Rynku” Kurpierz Gerhard i Smolin
Piotr ( emeryci ) reszta już
pracuje. Mamy pomoc do sprzątania z Górek . Wojsko przywozi
jeszcze buty gumowe 14 par. Dociera jeszcze jakaś inna
pomoc ale nie wiem skąd bo pojechali prosto do kaplicy.
Nasi dzielni strażacy, którzy od początku są z nami, mają
dziś dużo roboty, Wiejska prawie już bez wody. Około
godziny 12 robię obchód . Woda jeszcze od Kani, od południa,
a od północnej strony do Wieszali. Wszędzie już pracują
pełną parą. Straż, mieszkańcy i panie (oraz wyjątkowo młode
dziewczyny) z Górek, duży ruch teraz na ul. Wiejskiej,
przez wodę widać również
wielką pracę u Kornka za Stawem oraz na Przewróciu .
Oglądam każdy dom od środka, tragedia dla
jego mieszkańców. Przecież nic
się nie da wykorzystać, meble się
rozsypują ( wiadomo trociny) tapicerka nasiąknięta skażoną
brudną wodą , ściany do ponownego tynkowania, podłogi
drewniane powyginane, boazeria również.
Wszyscy wszystko wynoszą
na przyczepy nie oglądając się czy coś zostawić.
Tego się nie da zostawić,
to trzeba jak najszybciej spalić
aby nie dopuścić do
jakieś zarazy. Ubrania,
sprzęty gospodarcze, meble, podłogi, tapety, dywany, kwiaty
doniczkowe, ( widziałem ozdoby choinkowe ) lampy ,
potłuczoną zastawę, WSZYSTKO muszą wyrzucić, ZOSTANĄ
,GOŁE ,MOKRE ŚMIERDZĄCE, ZABRUDZONE, POPĘKANE ŚCIANY. Okna
wypaczone, drzwi wypaczone ( najpierw ich nie można było
otworzyć a teraz zamknąć),
„Budowlaniec” powie: to jest tak zwany stan surowy budynku.
(gdyby był czysty i suchy ).
Ogrody zniszczone, płoty połamane, wszędzie pełno śmieci z
całego biegu Odry ( mamy dużo drewna - obcego - nasze
popłynęło w kierunku morza). Koniec na dziś, za dużo
okropnych widoków. Woda w jeziorze jeszcze około 2 m od
normalnego poziomu .
17 lipca 1997 roku. (czwartek)
Przedstawiciel Mniejszości Niemieckiej przywozi 1000 nowych złotych zebranych
prywatnie dla powodzian. Jest Proboszcz z darami, mydło (
na mydełkach napisy flamastrem „ KOCHAMY WAS” „ BARDZO WAM
WSPÓŁCZUJEMY”) . Proszę Krysię, aby to ujęła na video! W
domu u Krysi w składzie ( Wójt- Bernard Lelek, proboszcz
Ks. dr Krystian , Kiełbasa Krystyna Pani z Urzędy Gminy i
ja ) ustalamy tok dalszej pomocy. Gmina już nie ma
pieniędzy na obiady ( a mamy dodatkowo: strażaków, oraz
pomocników z sąsiednich wiosek) Proboszcz proponuje
sfinansować ze środków
Caritasu - zgoda. Wczoraj było posiedzenie sejmu.
Komentarze na ten temat - szkoda słów - Większość
posłów nie ma pojęcia o tym co
dzieje się tu na Śląsku. Tragicznie, Oni już prowadzą
kampanię wyborczą!!
To zwykła, ordynarna
propaganda polityczna.
Wiktor Iwański dostał
od sołtysa żyletkę, ale dalej chodzi nieogolony. Sprawa
desek u Kasperka J. została wyjaśniona, Rozkosz z Boguszyc
był i zobaczył je na strychu u Langosza.
W godzinach południowych,
pontonem przeprawiam się na Przewrócie, z Krysią i dziećmi
(Walecko). Krysia „kameruje”, ja składam
„wizytę” w każdym „gospodarstwie”. Wszyscy pokazują mi
swoje domy po przejściu powodzi. Wczoraj zwiedzałem ul.
Wiejską - widziałem okropności. Tu można dojechać
tylko na pontonie, ale zniszczenia są
bardziej czytelne i znacznie większe niż na ul. Wiejskiej (
z wyjątkami: Kochanek, Wala, Malik, Suchan, Wieszala,
Kiwus, Kasperek , oni nie mieli możliwości gdzie się cofać
, inni mogli przez swoje stodoły
uciekać na ul. Szkolną).
Tutaj widać dokładnie
do czego zdolny jest żywioł. Na polach, za domami
naliczyłem trzy duże przyczepy na „dachu”. Powywracane
maszyny rolnicze, wyrwane wrota, zburzone mury, ogromne
sterty mebli i sprzętu (różnego) wymieszanego z obornikiem.
Ludwik Kochanek oprowadza mnie po „mieszkaniu” ( pali w
centralnym aby szybciej osuszyć mury), wszędzie
popękane szyby, wyrwane drzwi. Popękane szyby oglądam także
u innych. Kornek Józef na przyczepie rozkłada gnój, który
zebrali na podwórzu i w mieszkaniu ( jego syn ładuje ). U
Kulika i Walecki myją zastawy stołowe, które cudem ocalały.
Humor towarzyszy rozpaczy (Oti Kulikowa) pokazuje mi kurę i
kota, które przeżyły powódź w domu i dziś zostały
uratowane. Wszędzie okropny fetor i straszne zniszczenia.
Wracam z wyspy Przewrócie na ląd.
Tu dowiaduję się ( jest godzina 17), że nadchodzi druga
fala. Radio podaje o opadach w południowej części Śląska,
że mamy się przygotować znowu do ewakuacji.
Spokojnie informuję
wszystkich, aby przerwali prace porządkowe i przygotowali
się do następnej fali. Na Przewróciu wybucha panika i
wszyscy w pośpiechu wracają na ląd. Potem komunikat podaje,
że dopiero pada deszcz a fala powodziowa nadejdzie za 24
godziny i będzie mniejsza. Nikt już nie ma ochoty na
porządki. Czekamy. Zaczyna padać deszcz. Ogólna
rozpacz i zniechęcenie do
wszystkiego. Ludzie rozchodzą się do domów. Jest straż,
mają łączność radiową -
obiecali pilnować do rana. Idziemy spać.
18 lipca 1997roku (piątek) dzień żałoby
narodowej.
W czasie powodzi w kraju ( od początku
) zginęło już przeszło 40 osób
Pada deszcz, czasami intensywny. W godzinach
rannych zbierają się
mieszkańcy na Szkolnej, jest kilka osób do pomocy z Górek (
wczoraj byli ze Złotnik). Są przedstawiciele z Gminy, chcą
listę topielców ( przydział paszy ). Mamy pierwsze
nieporozumienia, przy podziale, robimy dokładny spis
uratowanego inwentarza - podział paszy wstrzymujemy.
Godzina 14 mamy pierwszy transport pomocy z Niemiec ( dwa
samochody). Radio ERFT ( UKW 105,8 UKW 91,4 ) przywozi nam
dary słuchaczy. Ogłosili przez swoje radio apel i dziś
dojechali, przywieźli: pościel, środki do czyszczenia,
żywność, słodycze dla
dzieci, odżywki i wiele innych rzeczy (nawet zabawki dla
dzieci). Dziękujemy! Krysia poszła z nimi na obiad do
„Maji”
Dary dostarczyli: samochód furgonetka K-CU 8814
Pan: Sitatzki Herbert, Josek Henryk, Kondziela Brygida, Dziękujemy!!!
Sołtys Kochanek Józef
wręczył
mi fax przesłany z Opola do Urzędu Gminnego w
Prószkowie (pismo odręczne). Dla potomnych przepisuję go
dosłownie :
Opole dnia 18.07.97 FAX
Do Przewodniczącego Gminnego
Zespołu Przeciwpowodziowego w
Prószkowie
Informuje się, że ze względu
na skupienie sił i
środków na naprawę wałów w rejonie Winowa, Opola i
Metalchemu nie będą
naprawiane wały na Waszym
terenie. Co możecie
wykonujcie we własnym zakresie. Powyższe
podaje się na polecenie Woj. Kom. Powodziowego w
Opolu Nieczytelna pieczątka
i nieczytelny podpis ( można
tylko odczytać : Bolesław
lub Przemysław Skiba.)
Cóż można
na taką informację powiedzieć!? Przecież
my nie mamy w tej dziedzinie żadnego doświadczenia. Gdyby
chociaż napisali, zorganizujcie ludzi, my Wojewódzki
Komitet Powodziowy, przyślemy doświadczonego wojskowego
sapera lub jakiegoś innego specjalistę od budowy obwałowań,
to możemy się jakoś ratować, ale w tej sytuacji ! ?
Wniosek : znowu Zapomnieli o
ŚLĄZAKACH . W telewizji Polsat, podają, że jutro czeka nas
nowa fala, jest godzina 16. Deszcz pada nadal. Już tak nie
śmierdzi. Godzina 17,15, byłem na Wiejskiej, nikogo nie
spotkałem, na Przewróciu też nikogo nie widać, woda
w ogródkach dalej do 3/4 . Od strony Opola słychać
pracę ciężkiego sprzętu, chyba
budują nowy wał. Wracam do domu, dalej pada deszcz. Godzina
17,45 w telewizji na żywo, Pan Prezydent miasta Opola
informuje, że „tym razem mieszkańcy Opola zostaną w porę
uprzedzeni i fala nas nie zaskoczy” . A my, mieszkańcy
Folwarku? Przed chwilą była policja z komunikatem.
19 lipca 1997 (sobota)
Poziom wody się nie
zmienia, praca przy porządkowaniu przerwana, wszyscy
czekają na następną falę, którą zapowiadają. Deszcz pada
nadal, czasami intensywnie. Władze i odpowiedzialni za
gospodarkę wodną na Śląsku chyba już zaczynają myśleć
i prawidłowo spuszczają wodę
ze zbiorników. Tym razem - może - nie będzie takiej
tragedii, jak przyjdzie zapowiadana fala. O godzinie 19
mamy znowu spotkanie w barze ( kawa i kołacz ze Złotnik ).
Jest obecna Pani doktor Lewicka, instruuje mieszkańców jak
uchronić się przed
epidemią tyfusu, duru brzusznego, salmonellą ( istnieje
duże zagrożenie). Ze spóźnieniem dojechała Pani Róża ze
Złotnik i przywiozła starsze małżeństwo z Hamm ( Niemcy ),
którzy na jej informację telefoniczną, o naszej sytuacji,
spontanicznie zorganizowali zbiórkę pieniężną i darów dla
naszej miejscowości.
Dary zebrano DPSG Pfadfinder Stamm „ Don Bosco” Am
Kappenbusch 7 59073 Hamm a przywieźli
je Państwo Maria und Heiner Ernst Anemonenweg 35 Hamm tel.
61581.
Dowieźli w gotówce
2800,- DM. oraz buty gumowe, środki do odkażania i inne
chemikalia za 1000 DM. W swojej miejscowości założyli
specjalne konto na ten cel ( Sparkasse Hamm Konto numer 120
701 81 ), na które - spodziewają się -, zaczną napływać
dalsze dary, ( przywieźli
również przylepione taśmą na kawałku papieru 15 DM. od 14
letniej dziewczynki, jej oszczędności ze skarbonki). Był to
bardzo wzruszający wieczór
20 lipca 1997 (niedziela)
Deszcz nie pada, ale ciemne chmury wiszą
nad nami. Poziom wody od wczoraj się nie zmienił. Godzina
8,30 - jak zwykle - msza ( dziś w intencji Gerarda Kurpierz
z okazji 70-lecia urodzin). Mszę odprawił Franciszkanin,
który zastępuje naszego proboszcza przebywającego w
Niemczech. Ponieważ nasza kaplica jest wyłączona ( skład
darów dla powodzian) , msza odprawiona została w Świętkowni,
przed obrazem M.B. Częstochowskiej przeniesionym z
kapliczki, po powodzi, do osuszenia.
21 lipca 1997 ( poniedziałek)
Domecko DFK przywiozło
1535, zł oraz 10 ,-DM. W godzinach rannych odbyła się
pielgrzymka do Polskiej Nowej Wsi. Na czele z zastępcą
proboszcza.- Franciszkaninem. Deszcz pada z
przerwami. Woda bez zmian, zalane ogródki. Czekamy na
zapowiadaną falę. Godzina 21
fala jeszcze nie nadeszła.
22 lipca 1887 (wtorek)
Woda podnosi się bardzo
powoli, prawie niewidocznie. Już nie pada. Zapowiadają
jednak nadejście fali. Wieczorem z policją pojechałem do
Winowa sprawdzić plotkę (zasypują odpływ dla naszej wody do Odry) Sprawdziłem - nieprawda, woda po podniesieniu jeszcze o 1 m zacznie spływać
na wysokości kanału Wińskiego
do Odry.
23 Lipca 1997 (środa
)
Rano pogoda jak w lecie o tej porze. Woda
powoli, ale systematycznie zalewa - od południowej
strony Folwarku - ul. Wiejską Wieczorem około godziny 20,30
woda obok Murowskiego dość szerokim strumieniem z
ul. Wiejskiej, przelewa się do
stawu, którego woda także doszła do ul. Wiejskiej. Wszyscy
czekamy na dalszy rozwój sytuacji ( przyjechał jakiś wóz
wojskowy z cywilami i paru strażaków, pooglądali i pojechali
). Władza dmucha teraz na zimne .
Ważny
komunikat dla mieszkańców Folwark Godzina 18,15 jest sołtys
z informacją:
Na sesji w dniu dzisiejszym postanowiono i uchwalono co
następuje:
Na głowę
rodziny zostanie wypłacone 300,- (nowe) zł
Na każdego
członka rodziny wypłacone zostanie 100,- zł
Umorzenia „Crus” na rok 1997 i 1998 (
nie będą
musieli płacić)
Urząd Gminy
nie będzie wysyłał nakazów płatniczych -podatek.
Urząd
Gminy pokrywa koszty zużycia wody zalanych terenów.
Protokół
zdania darów dla powodzian. z Folwarku: Sołectwa
:
1. Daninów Wola 55 worków (13 zboże
11 ziemniaki)
2. Bochlewo zboże
23 worki, 24 worki kartofle
3. Władzimirów
13 worków zboża 4 worki kartofle
4. Kazimierz Biskupi 16 worków
kartofle 17 worków zboże
6 paczek proszku do prania.
5. Komorów 950 kg zboże,
400 kg ziemniaków
6. Anielewo 2410 kg zboże
400 kg ziemniaków
7. Cząstków
1650 kg zboże 850 kg ziemniaków
8. Tokarki 1000 kg zboże
---
9. Dobrosołów
2150 kg zboże 1150 kg ziemniaki + 1 przyczepa siana
Razem 8160 kg zboża
2800 kg ziemniaków
Sołectwo
Dobrosołowo Gmina Kazimierz Biskupi . Transport Firma „
Tojan „ Durkiewicz Henryk Konin. Kierowca Kawecki Józef.
Dary rozładowali
mieszkańcy Folwarku na rogu ul. ul. Szkolna – Lipowa.
Rozdział wg listy ustalonej przez komitet społeczny
powołany przez powodzian.
Nadzorował
Rudolf Zmarzły. Folwark we wrześniu 1997.
|