Gmina: Prószków (Proskau)
Powiat: Opole (Oppeln)
Kraj: Polska (Polen)
Region: Śląsk (Oberschlesien)

 

 

 

 

 

 

Wielka Powódź A.D. 1997

jedno z pierwszych zdjęc

 

 

 

 

 

Moje osobiste spostrzeżnia i notatki w czasie powodzi:

Żyjemy w czasie Triumfu ludzkiego rozumu, człowiek wysłał w tych dniach „Roboty-automaty” na planetę Mars. Jednocześnie ostatnie wydarzenia wykazały słabość ludzkiego rozumu - brak możliwości przewidywania.

W pierwszych dniach lipca 1997 roku tereny Śląska nawiedziły deszcze, które sprawiły dramat setek tysięcy ludzi, w tym również mieszkańców naszej wioski. Deszcze, jak ostrzegali naukowcy, są efektem niefrasobliwego traktowania planety Ziemi. Naukowcy nie mają co do tego wątpliwości. Wycinanie lasów, rabunkowa gospodarka zasobami naturalnymi, eksperymenty z przyrodą - to wszystko mści się anomaliami klimatycznymi i nie ma w tym żadnego okrucieństwa przyrody, ani Kary Boskiej - jak myślą inni ( Bóg nie karze narodu, karze człowieka indywidualnie). Każdy z nas wie, że „Tylko przyroda przestrzega prawa”/ Również my, mieszkańcy Folwarku nie jesteśmy bez winy. Każdy z nas nieraz zostawił na polu worek plastikowy po nawozach, butelkę plastikową po napojach wyrzucił w krzaki, trochę ropy lub oleju, albo szambo wylał do jeziora. Woda, która dostała się do naszych zagród bezlitośnie pokazała, ile olejów i ropy wsiąkło w nasze podwórka „prawda i oliwa zawsze wypływają na powierzchnię” . Powódź stała się zbiorowym zaskoczeniem. Przyroda zademonstrowała swoją siłę, ostrzega nas abyśmy ją szanowali !

 

6-7 lipca 1997 rok. ( niedziela, poniedziałek )
Patrzyliśmy w ekrany naszych telewizorów jak zalewało Głuchołazy, oglądaliśmy dramaty w Nysie, w Raciborzu, na terenach Czeskiego Śląska.
Poniedziałek, godzina 9. W Głuchołazach uszkodzone zostały wszystkie mosty, w części miasta nie działają telefony. Mieszkańcy Jarnołtówka i Pokrzywnej ewakuują się na północ. Godzina 16 . Rzeka Opawa przekroczyła o 2,5 m stan alarmowy. Nikt jednak  jeszcze nie myślał, że i nas mieszkańców Folwarku, to wszystko czeka.

 

8 lipca 1997 rok. ( wtorek )
„Gazeta Wyborcza” pod tytułem „Idzie powódź” podaje .. . Fala powodziowa na Odrze dopiero się zbliża, co nas czeka ? W Opolu absolutnie najwyższy notowany stan 604 cm ,Odra osiągnęła w sierpniu 1813 roku. Patrzę na mapę, jezioro w Folwarku i Odra mają normalny stan na wysokości 152 m npm. Ulica Szkolna jest na wysokości 160 m npm. Z prostego wyliczenia wynika, że do mojego domu brakuje jeszcze 2 m. Jestem spokojny, wiem, że w 1813 roku Odra nie była jeszcze  uregulowana. Wał wybudowano dopiero na naszym terenie w 1860 roku, a on ma wysokość prawie 8 m. Wytrzyma! Prorokują, że w czwartek rano rzeka może ten stan przekroczyć, w poniedziałek w ciągu trzech godzin przybyło 102 cm w Chałupkach. A u nas woda w Odrze wysoka, powoli podchodzi pod wał, w jeziorze poziom taki sobie, przy ulicy Stawowej mostek można jeszcze spokojnie przejść, życie w wiosce przebiega normalnie, szykujemy się do odpustu w naszej parafii (13.7.97).

  1. 9 lipca 1997 rok. ( środa )
    W godzinach rannych woda w Odrze doszła do wałów i przybiera. Dochodzi nas wiadomość, że około godziny 7 rano w Boguszycach przerwało wał i woda polami płynie w naszym kierunku. Około godziny 11 byłem nad Odrą i oglądam nurt wody, spokojnie bez emocji. Wracam do domu, na ulicy Lipowej już ruch, traktory przewożą inwentarz żywy do Wójtowej Wsi, Winowa i innych, wyżej położonych miejscowości. Niektórzy z zagrożonego Przewrócia przeprowadzają inwentarz do gospodarstw przy ul. Wiejskiej, przenoszą co cenniejsze przedmioty na strychy. Około godziny 15, pierwsza fala przelewa się polami już do Folwarku. Mieszkańcy za stawem w pośpiechu przewożą resztę inwentarza. Droga obok Kochanka (sołtysa) staje się szybko nieprzejezdna. Ostatni (Kulik Gerard ) z trudem , zataczając się na rowerze pokonuje wezbrany nurt przelewający się przez drogę. Jeszcze traktory ( z trudem i wielkim ryzykiem ) ,jadą aby coś uratować. Woda podchodzi do podwórza Staffy i Chudali i powoli, ale systematycznie zalewa ul. Wiejską. Pan Wala czeka na swojej werandzie (odmawia pomocy, którą oferują mu strażacy i mieszkańcy, nerwowo pali papierosy i ma nadzieję, że woda podejdzie do schodów i dalej się nie podniesie). U
    Józefa Kornka, w wielkim pośpiechu cała rodzina przenosi dorobek swego życia na strych i odmawia ewakuacji. Prosi, aby przyjechali później bo jeszcze ratuje część wyposażenia.  Lódź strażacka przywozi tylko jego 83 letnią matkę oraz dzieci. Przybywa ksiądz proboszcz, ruch na ul. Wiejskiej coraz większy, ale jej mieszkańcy nie panikują, jeszcze nie dają wiary informacjom o tym, że woda podniesie się o dalsze 2 m.

Woda na ulicy Wiejskiej zaczyna się powoli przelewać w stronę ul. Stawowej, gdzie spływa do jeziora. Mieszkańcy ul. Wiejskiej zaczynają zatykać workami otwory w piwnicach, aby woda ich nie zalała ( niektórzy zamurowywują). Pani Malikowa ( ul. Wiejska 7) ładuje resztki mebli i sprzętu na przyczepy ( i o ironio losu, doradzam jej aby kwiaty w doniczkach postawiła wyżej na murku żeby je nie zalało). U Wieszali ruch, przenoszą sprzęty córki (Suchan ul. Wiejska 1 ) do siebie ul. Wiejska 3, a sprzęt rolniczy zgromadzony na placu przewożą na podwórze do Langosza (ul. Wiejska 8). Pan  Józef Kiwus ( ul. Wiejska 2 ) zamurował drzwi do mieszkania na wysokość około 30 cm ( znowu mu doradzam aby domurował jeszcze 30 cm i obłożył workami z piaskiem).

Wracam w kierunku kapliczki już na traktorze z Tadeuszem Wieszalą, bo woda szerokim strumieniem przelewa się przez drogę do ogrodu Kasperka (ul. Wiejska 4) . Nie mam zegarka, może minęło 15 minut jak suchą nogą przechodziłem do Kiwusa a wracałem na traktorze. Zatrzymałem się jeszcze chwilę u Tadeusza, ( jeszcze przenoszą rzeczy) . Woda zaczyna zalewać mieszkanie Malika - widzę łzy w oczach i bezsilność. Mieszkańcy parzystej strony ul. Wiejskiej zaczynają w pośpiechu przenosić swoje sprzęty na strychy i wyprowadzają inwentarz żywy wyżej. Ulica Wiejska powoli jest zalana ( może minęła godzina) . „Podziwiamy” jak woda zabiera namioty foliowe w ogrodach, jak trzaskają szyby w szklarni u Szmechty. Stanisław Murowski się zdenerwował bo jakiś traktor pędem jedzie od strony Odry i fala wody przelewa się przez krawężnik spryskał wodą świeżo zamurowane okno w piwnicy.

Ewakuacja Kornka Józefa z żoną o godz. 21 wieczorem. Woda zaczyna zalewać podwórza, jestem u Stanisława Murowskiego, jeszcze siedzimy na ławce i debatujemy przed schodami prowadzącymi do mieszkania. Woda podnosi się dalej, pocieszam go, że za chwilę poziom się ustali. Idę do domu. Zaczyna szarzeć, ruch coraz większy, wszyscy czekamy na stabilizację poziomu wody. Pojawia się policja i apeluje aby mieszkańcy ul. Szkolnej zaczęli się przygotowywać do opuszczenia domów, bo główna fala dopiero nadejdzie. Nikt nie wierzy, chociaż każdy ma wielkiego stracha. Nie ma paniki, duża nerwowość niektóre kobiety płaczą, bo zaczynają sobie uświadamiać co się zaczyna dziać, inni żartują ( nie trzeba kropić ogródków ). Już ciemno, może godzina 23, może później. Nikt nie myśli o spaniu, bo woda dalej rośnie. Mieszkańcy ul. Wiejskiej ratują jeszcze co się daje wynieść ( do Laksego muszą zburzyć mur aby się ewakuować z inwentarzem). Jestem potwornie zmęczony, chociaż nic do tej pory nie zrobiłem, gapiłem się jak wielu innych. Widzę, że wielu „topielców” pada z nóg i już tylko czeka na moment gdy poziom się ustabilizuje. Całe życie przeniosło się na ulicę Szkolną.

10 lipca 1997 rok. ( czwartek, po północy)
   Idę się położyć. Pytam się jeszcze kto chce się u nas przespać. Mam 2 wolne pokoje, nie ma chętnych. Położyłem się i włączyłem radio „OPOLE”,ktore bez przerwy nadaje komunikaty, telewizja też nadaje, ale informacje są tak niewiarygodne - nieprawdopodobne - , a co najgorsze jedna informacja sprzeczna z drugą. Odnoszę wrażenie, że tylko nasz Folwark zalewa woda, staram się zasnąć, nie mogę.
   Nadają komunikat, że ulice Opola będą zalane od 3 do 4 m , żeby mieszkancy przygotowali siedo opuszczenia domów ( wyspa Pasieka, Zaodrze, ul. Koszyka). Wstaję, idę na dół sprawdzić poziom wody, ktora dalej rośnie. Od strony Opola poziom wody zbliża się niebezpiecznie do ul. Szkolnej. Tak jest, wszystko staje się jasne - woda podeszła do wałów w Winowie, a tam nie ma odpływu, u nas zaczyna się spiętrzać. Jak wysoko ? Mam stracha !
   Chyba jest już po północy. Pojawia się Jasiu Pawleta i mówi, że wraca z Opola i tam nic się nie dzieje, żadnego alarmu, ludzie spokojnie śpią, wszystko normalnie woda, wysoka ale nie ma żadnego ruchu. Nie wierzę. Siadamy w jego samochód i jedziemy. Za Winowem skręcamy do jeziora „Gemeinde”, tam stoi koparka i dwa osobowe samochody, kierowcy śpią w samochodach, Jasio tyłem cofa samochód, jedziemy dalej. Za kościołem w Szczepanowicach skręcamy na ulicę Krapkowicką, dalej w stronę SDH za „Odrą” stajemy przy ul. Spychalskiego, wchodzimy na wał i nic, paru strażaków pilnuje, czy woda nie przecieka przez zaporę, kilku innych spokojnie napełnia obok worki z piaskiem. Do górnego poziomu brakuje około 1,3 m aby się przelewało. Jedziemy jeszcze na Rondo, spokojnie, bardzo mały ruch na ulicach, zawracamy i ul. Prószkowską wracamy do domu. Jestem trochę spokojniejszy, ale spać już nie idę. Dlaczego w Opolu nie ma alarmu? Dlaczego nie ma syren, które obudzą mieszkańców lewej strony Odry, przecież to co dzieje się w Folwarku, doprowadzi do przerwania wałów, a to znaczy, że zaleje całe Zaodrze. Może my tu w Folwarku za bardzo się przejmujemy, i lada chwila, poziom się ustali, a potem powoli zacznie opadać. Nie wiem, nikt nie wie !
   Woda się dalej podnosi, ul. Szkolna od strony Opola zalewana jest coraz bardziej ( około 20 cm na godzinę podnosi się poziom) . Zaczyna podchodzić do domu Józefa Iwańskiego . Teraz mieszkańcy ul. Szkolnej zaczynają się denerwować. Już świta, widać jak wysoka jest woda na ul. Wiejskiej, Lada moment zalane zostaną okna na parterze ( widać jeszcze około 10 cm ) u Kornka Józefa ( za stawem)

  Nie wiem, która to była godzina ale doszła nas wiadomość, że przerwało wały w Opolu i woda zalewa Wójtową Wieś oraz miasto. Boże, jaka ulga ! teraz może woda zacznie opadać. Nikt z nas nie pomyślał o tragedii, która się tam rozpoczyna, przecież tamci będą bardziej zaskoczeni od nas, jest jeszcze noc, u nas zaczęło się po południu, a ile było dramatu. Ale taki już jest człowiek, myśli tylko o sobie, czyjaś rana go nie boli. Niektórzy jednak się zreflektowali, przecież moje bydło jest w Wójtowej Wsi. Już nie mamy łączności, telefony przestały działać, policji nie ma, straż też gdzieś się zapodziała. Co będzie gdy zajdzie potrzeba wezwania pogotowia.Woda podnosi się dalej, zaczynam się bać, wyciągam poziomnicę i robię pomiary, ile metrów brakuje do Szkolnej 12, około 1,7 m ! Komunikaty radiowe podają, że nadchodzi jeszcze 2 m fala (ostatnia) ! Nie wiem, która to była godzina, siadamy do samochodu i jedziemy w kierunku Opola zobaczyć jaka tam sytuacja. Za Winowem woda przelewa się przez szosę, dalej koniec jazdy. Po prawej stronie szosy od strony Odry, w Winowie wszystkie domy zalane. Patrzę, płynie fotel, na nim parę rzeczy i jakaś plastykowa torba.
   Wracamy, jedziemy w kierunku Chrzowic, za Folwarkiem patrzymy na „morze”. Dom pana Wali widać tylko parę centymetrów, Kochanek zalany pod dach, robię parę zdjęć, może się udadzą. Do Groszowic widać tylko wodę „morze”, mnóstwo różnych rzeczy płynie z prądem wody. Wracamy do domu. Zbliża się południe, telefony już dawno nie działają, żeby tylko nikt nie zachorował, żeby nie było żadnego wypadku, bo pogotowie nie dojedzie, a helikoptery ratują Opolan na dachach. Najgorsze chyba jeszcze przed nami. Woda jakby się ustabilizowała, co pół godziny sprawdzam jej poziom, jestem spokojniejszy. Ale czekamy na drugą falę. Zaczynamy się organizować, ktoś pomyślał o kanapkach, herbacie, jest kawa ( Agnieszka Chudalowa z ul. Lipowej). Pani Krysia rozdaje dla poszkodowanych bony na obiad. Z Prószkowa przywożą pod wieczór paszę dla inwentarza ( Pan Ochota z Górek ), „ŻYCIE” na ul. Szkolnej zaczyna się normalizować. Słuchamy komunikatów radiowych, czekamy, czekamy i czekamy.
     Zaczynają się pojawiać pierwsi „Turyści Oglądacze” docierają też rodziny do poszkodowanych i nieposzkodowanych, zmartwieni brakiem informacji o Folwarku. Radio „Opole” podaje co dzieje się w Opolu, o naszej tragedii nie ma żadnej wiadomości, helikoptery przelatują tylko nad nami, może z góry to nie wygląda tak źle.?

11 lipca 1997 rok. ( piątek )
Poziom wody bez zmian. Brak łączności, mamy chleb i na razie własne zapasy . Agnieszka Chudala z Danutą Zmarzły robią śniadanie z prywatnych zapasów. Urząd Gminy finansuje obiady u „Maji”. Spontanicznie nieznajomi przywożą różne produkty, wygląda na to że jakoś przeżyjemy. Czekamy, poziom wody się zmienia ( rośnie lub opada o 2 - 3cm). Organizujemy wartę, komunikaty radiowe informują o szabrownikac na pontonach .

12 lipca 1997 rok ( sobota )
Wieczorem około 21 godziny wysadzają wał w Winowie ( Gemeinde)Slychac straszne dwa huki. Nadzieja, że woda w końcu zacznie opadać. Pomoc w dożywianiu dobra, mamy coraz więcej darów. Wieczorem po mszy (odpustowej odprawionej przez naszego Janka ) mamy u „ Maji” kołacz upieczony przez Agnieszkę i Panie z ul. Szkolnej. Znowu bardzo dużo „ Turystów” ( całe rodziny). Czekamy. Dla proboszcza robię listę zalanych przez powódź. Lista w następnych dniach będzie uzupełniona, bo dziś brak mi danych.

13 lipca 1997 rok ( niedziela odpustowa )1
Agnieszka Chudalowa przygotowała śniadanie na „rynku”. Na mszę odpustową do parafii pojechało niewielu. „Życie” wszystkich mieszkańców, przeniosło się na „Rynek”, skrzyżowanie ulic Lipowa – Szkolna, tu można coś przekąsić i czegoś się napić. „Odwiedza” nas bardzo dużo turystów. Jest Wójt z żoną, ( której nie znają mieszkańcy Folwarku, więc wysłuchuje pretensje pod adresem jej męża). Około godziny 15, Janek Smolin ( Kola ) z kolegami wybiera się na Przewrócie , przy wsiadaniu do pontonu ,dostaje ataku padaczki, wzywamy pogotowie przez telefon komórkowy od przypadkowego „Turysty Oglądacza”. ( na szczęście, bo nie ma innego połączenia). Wójt , Bernard Lelek rozmawia ze strażą w Prószkowie, która łączy się z pogotowiem . Po 15 minutach chory się podnosi, dalsza pomoc niepotrzebna, przyjeżdża pielęgniarka wezwana przez pana Kochanka Reinera, po dalszych minutach nadjeżdża pogotowie ( jechali przez Prószków ), wyjaśniamy sytuację,wiec odjeżdżają. Wielu od zachodniej strony ul. Wiejskiej wchodzi przez stodoły na podwórze i robi pierwsze porządki.Godzina 21,45 poziom wody obniżył się o 197 cm . Ulica Wiejska jest jeszcze zalana na całej długości. Smolin Antoni dzwoni w kaplicy wieczorem około godziny 18. Życie nadal na ul. Szkolnej-Lipowej pod kapliczką z 1675 roku. Nasza „Warta” robi pierwszy „obchód”.

14 lipca 1997 rok ( poniedziałek )
Agnieszka Chudala i Danuta Zmarzły już przygotowały śniadanie ( na razie dalej z prywatnych zapasów ). Chleb jest, kawa, herbata, trochę kanapek , nikt nie jest głodny. Godzina 9:00 stan wody ( minus 2,19 ), czyli w ciągu 10 godzin obniżył się tylko o 22 cm, Bardzo wolno! Zaczynają się denerwować! Nadchodzą pierwsze dary ludzi dobrej woli z parafii. Od Proboszcza otrzymaliśmy kolektę odpustową ( 107 450 410,- zł starych + 50 milionów z naszego Caritasu mamy razem 157 milionów starych złotych) BARDZO DUŻO ! Zbiera się komitet ( Agnieszka Chudala, Danuta Zmarzły, Czura Rozwita ) dokonują podziału pierwszej zapomogi dla poszkodowanych. Ustalamy po 50,- nowych złotych ( 500 000,- starych ) dla każdego poszkodowanego, niezależnie od stanu majątkowego i stopnia zalania. Wyjątek stanowi rodzina Kozłowskich, która pierwszą prywatną zapomogę przeznaczyła na alkohol ( już w sobotę). Podobnie Kornek Eryk, który od soboty do dziś kiedy to piszę 16 lipca 1997 jeszcze nie wytrzeźwiał). Kozłowskim uregulowano z tych pieniędzy dług w sklepie 90,- zł i potrącono 50,- z prywatnej zapomogi. Postanowiono, że ewentualne zapomogi w przyszłości w gotówce nie zostaną im wypłacone. ( Komitet pokryje koszty zakupu artykułów żywnościowych w sklepie ). Pan Żur i Kiwus Hubert zrezygnowali z zapomogi, ( lista wypłat z podpisami u p. Rozwity, która opiekuje się pieniędzmi ). Przywożą środki do dezynfekcji, pierwsi z Przewrócia oglądają swoje zalane domy na pontonach . Godzina 15,30 stan wody ( minus 2,27 czyli 8 cm od godz. 9 ).
Dochodzi makabryczna wiadomość, w Opolu wyłowiono z Odry trumnę ze zwłokami, może to następna plotka? Godzina 18,30 ( stan wody minus 2,33 cm od max poziomu zalania ).
  Jesteśmy względnie zorganizowani, wszyscy wiedzą gdzie czego i kogo szukać. Mamy co jeść i pić. Uzupełniamy zapasy domowe. Dary napływają ( stanowczo za dużo odzieży a za mało środków do czyszczenia, rękawiczek, butów gumowych, szczotek, proszków). Gmina obiecała dostarczyć.

15 lipca 1997 ( wtorek )
Rano śniadanie jak zwykle, mamy już przetwory, wędliny z Górek.ktore od Barona przywiózł proboszcz, Mieszkańcy ul. Wiejskiej wchodzą do swoich zalanych domów i zaczynają pierwsze porządki ( STRASZNIE TAM WYGLĄDA opowiadają), brakuje środków do czyszczenia , butów gumowych, rękawic, środków do dezynfekcji. Godzina 15, Komunalka z Prószkowa przywiozła 1 tonę wapna z Górażdży. Godz. 15,30 proboszcz przysłał 120 kg mydła (pasta), przywiózł P. Sadło z Chrząszczyc. Godz. 15:45 z Urzędu Gminy przywożą środki do czyszczenia ( domestos 25 butelek ) oraz 8 par butów gumowych. Godz. 16 u Kochanka Reinera siano się zaparzyło, istnieje niebezpieczeństwo wybuchu pożaru, wiec wyrzuca je i zatruwa się gazami ( metanem ). Wzywamy pomocy, straż i kilku młodych pomaga na zmianę ( po 15 minut ), usuwać zagrożenie. Wszystko kończy się szczęśliwie . Godzina 18,30 dwa samochody (żuki) przywożą dary mieszkańców Domecka ( ubrania, żywność, zboże, proszki). Z ich oczu mogę wyczytać, że robią to szczerze, nie na pokaz, są zażenowani gdy im dziękuję. Godzina 19 wielka uczta u MAJI w restauracji .Wszyscy mieszkańcy proszeni są na kołacz i ciasto odpustowe ze Złotnik. Delegacja Pań ze Złotnik oprócz ciasta i kawy przywiozła pełny samochód dostawczy produktów ogrodniczych (sałata , ziemniaki, kalafiory i wiele innych) . Od Barona z Górek znowu dostawa krupnioków, nawet nie wiem kto to przywiózł. Ul. Wiejska częściowo sucha ( od Murowskiego do Cygana). Już widać ogrom strat . Sprawdzam budynek DFK, był zalany dokładnie do wysokości parapetu okna. Kapliczka ( mierząc od podstawy) na wysokość 205 cm .Ruch na ul. Szkolnej mniejszy. Większość powodzian przeniosła się do swoich domów i wyrzuca dorobek życia na podwórka, potem ładują na taczki i przywożą na Szkolną do kontenera . Jeszcze nikt nie jest szczepiony ,boję się choroby, nikt nie myśli o tym, że woda jest bardzo skażona. Po południu dochodzi informacja, że można jechać się szczepić, jest szczepionka, są środki do czyszczenia, są buty gumowe, mało rękawiczek.

16 lipca 1997 ( środa ) już tydzień mamy za sobą.
Rano dwie osoby na ‘Rynku” Kurpierz Gerhard i Smolin Piotr ( emeryci ) reszta już pracuje. Mamy pomoc do sprzątania z Górek . Wojsko przywozi jeszcze buty gumowe 14 par. Dociera jeszcze jakaś inna pomoc ale nie wiem skąd bo pojechali prosto do kaplicy. Nasi dzielni strażacy, którzy od początku są z nami, mają dziś dużo roboty, Wiejska prawie już bez wody. Około godziny 12 robię obchód . Woda jeszcze od Kani, od południa, a od północnej strony do Wieszali. Wszędzie już pracują pełną parą. Straż, mieszkańcy i panie (oraz wyjątkowo młode dziewczyny) z Górek, duży ruch teraz na ul. Wiejskiej, przez wodę widać również wielką pracę u Kornka za Stawem oraz na Przewróciu . Oglądam każdy dom od środka, tragedia dla jego mieszkańców. Przecież nic się nie da wykorzystać, meble się rozsypują ( wiadomo trociny) tapicerka nasiąknięta skażoną brudną wodą , ściany do ponownego tynkowania, podłogi drewniane powyginane, boazeria również.
  Wszyscy wszystko wynoszą na przyczepy nie oglądając się czy coś zostawić. Tego się nie da zostawić, to trzeba jak najszybciej spalić aby nie dopuścić do jakieś zarazy. Ubrania, sprzęty gospodarcze, meble, podłogi, tapety, dywany, kwiaty doniczkowe, ( widziałem ozdoby choinkowe ) lampy , potłuczoną zastawę, WSZYSTKO muszą wyrzucić, ZOSTANĄ ,GOŁE ,MOKRE ŚMIERDZĄCE, ZABRUDZONE, POPĘKANE ŚCIANY. Okna wypaczone, drzwi wypaczone ( najpierw ich nie można było otworzyć a teraz zamknąć), „Budowlaniec” powie: to jest tak zwany stan surowy budynku. (gdyby był czysty i suchy ). Ogrody zniszczone, płoty połamane, wszędzie pełno śmieci z całego biegu Odry ( mamy dużo drewna - obcego - nasze popłynęło w kierunku morza). Koniec na dziś, za dużo okropnych widoków. Woda w jeziorze jeszcze około 2 m od normalnego poziomu .

17 lipca 1997 roku. (czwartek)
   Przedstawiciel Mniejszości Niemieckiej przywozi 1000 nowych złotych zebranych prywatnie dla powodzian. Jest Proboszcz z darami, mydło ( na mydełkach napisy flamastrem „ KOCHAMY WAS” „ BARDZO WAM WSPÓŁCZUJEMY”) . Proszę Krysię, aby to ujęła na video! W domu u Krysi w składzie ( Wójt- Bernard Lelek, proboszcz Ks. dr Krystian , Kiełbasa Krystyna Pani z Urzędy Gminy i ja ) ustalamy tok dalszej pomocy. Gmina już nie ma pieniędzy na obiady ( a mamy dodatkowo: strażaków, oraz pomocników z sąsiednich wiosek) Proboszcz proponuje sfinansować ze środków Caritasu - zgoda. Wczoraj było posiedzenie sejmu. Komentarze na ten temat - szkoda słów - Większość posłów nie ma pojęcia o tym co dzieje się tu na Śląsku. Tragicznie, Oni już prowadzą kampanię wyborczą!!
To zwykła, ordynarna propaganda polityczna.
  Wiktor Iwański dostał od sołtysa żyletkę, ale dalej chodzi nieogolony. Sprawa desek u Kasperka J. została wyjaśniona, Rozkosz z Boguszyc był i zobaczył je na strychu u Langosza.
   W godzinach południowych, pontonem przeprawiam się na Przewrócie, z Krysią i dziećmi (Walecko). Krysia „kameruje”, ja składam „wizytę” w każdym „gospodarstwie”. Wszyscy pokazują mi swoje domy po przejściu powodzi. Wczoraj zwiedzałem ul. Wiejską - widziałem okropności. Tu można dojechać tylko na pontonie, ale zniszczenia są bardziej czytelne i znacznie większe niż na ul. Wiejskiej ( z wyjątkami: Kochanek, Wala, Malik, Suchan, Wieszala, Kiwus, Kasperek , oni nie mieli możliwości gdzie się cofać , inni mogli przez swoje stodoły uciekać na ul. Szkolną). Tutaj widać dokładnie do czego zdolny jest żywioł. Na polach, za domami naliczyłem trzy duże przyczepy na „dachu”. Powywracane maszyny rolnicze, wyrwane wrota, zburzone mury, ogromne sterty mebli i sprzętu (różnego) wymieszanego z obornikiem. Ludwik Kochanek oprowadza mnie po „mieszkaniu” ( pali w centralnym aby szybciej osuszyć mury), wszędzie popękane szyby, wyrwane drzwi. Popękane szyby oglądam także u innych. Kornek Józef na przyczepie rozkłada gnój, który zebrali na podwórzu i w mieszkaniu ( jego syn ładuje ). U Kulika i Walecki myją zastawy stołowe, które cudem ocalały. Humor towarzyszy rozpaczy (Oti Kulikowa) pokazuje mi kurę i kota, które przeżyły powódź w domu i dziś zostały uratowane. Wszędzie okropny fetor i straszne zniszczenia.
   Wracam z wyspy Przewrócie na ląd. Tu dowiaduję się ( jest godzina 17), że nadchodzi druga fala. Radio podaje o opadach w południowej części Śląska, że mamy się przygotować znowu do ewakuacji. Spokojnie informuję wszystkich, aby przerwali prace porządkowe i przygotowali się do następnej fali. Na Przewróciu wybucha panika i wszyscy w pośpiechu wracają na ląd. Potem komunikat podaje, że dopiero pada deszcz a fala powodziowa nadejdzie za 24 godziny i będzie mniejsza. Nikt już nie ma ochoty na porządki. Czekamy. Zaczyna padać deszcz. Ogólna rozpacz i zniechęcenie do wszystkiego. Ludzie rozchodzą się do domów. Jest straż, mają łączność radiową - obiecali pilnować do rana. Idziemy spać.

18 lipca 1997roku (piątek) dzień żałoby narodowej.
W czasie powodzi w kraju ( od początku ) zginęło już przeszło 40 osób
  Pada deszcz, czasami intensywny. W godzinach rannych zbierają się mieszkańcy na Szkolnej, jest kilka osób do pomocy z Górek ( wczoraj byli ze Złotnik). Są przedstawiciele z Gminy, chcą listę topielców ( przydział paszy ). Mamy pierwsze nieporozumienia, przy podziale, robimy dokładny spis uratowanego inwentarza - podział paszy wstrzymujemy. Godzina 14 mamy pierwszy transport pomocy z Niemiec ( dwa samochody). Radio ERFT ( UKW 105,8 UKW 91,4 ) przywozi nam dary słuchaczy. Ogłosili przez swoje radio apel i dziś dojechali, przywieźli: pościel, środki do czyszczenia, żywność, słodycze dla dzieci, odżywki i wiele innych rzeczy (nawet zabawki dla dzieci). Dziękujemy! Krysia poszła z nimi na obiad do „Maji”
Dary dostarczyli: samochód furgonetka K-CU 8814
Pan: Sitatzki Herbert, Josek Henryk, Kondziela Brygida, Dziękujemy!!!
Sołtys Kochanek Józef wręczy
ł mi fax przesłany z Opola do Urzędu Gminnego w Prószkowie (pismo odręczne). Dla potomnych przepisuję go dosłownie :

Opole dnia 18.07.97  FAX   Do Przewodniczącego Gminnego Zespołu    Przeciwpowodziowego w Prószkowie
Informuje się, że ze względu na skupienie sił i środków na naprawę wałów w rejonie Winowa, Opola i Metalchemu nie będą naprawiane wały na Waszym terenie. Co możecie wykonujcie we własnym zakresie. Powyższe podaje się na polecenie Woj. Kom. Powodziowego w Opolu    Nieczytelna pieczątka i nieczytelny podpis  ( można tylko odczytać : Bolesław lub Przemysław Skiba.)

Cóż można na taką informację powiedzieć!? Przecież my nie mamy w tej dziedzinie żadnego doświadczenia. Gdyby chociaż napisali, zorganizujcie ludzi, my Wojewódzki Komitet Powodziowy, przyślemy doświadczonego wojskowego sapera lub jakiegoś innego specjalistę od budowy obwałowań, to możemy się jakoś ratować, ale w tej sytuacji ! ? Wniosek : znowu Zapomnieli o ŚLĄZAKACH . W telewizji Polsat, podają, że jutro czeka nas nowa fala, jest godzina 16. Deszcz pada nadal. Już tak nie śmierdzi. Godzina 17,15, byłem na Wiejskiej, nikogo nie spotkałem, na Przewróciu też nikogo nie widać, woda w ogródkach dalej do 3/4 . Od strony Opola słychać pracę ciężkiego sprzętu, chyba budują nowy wał. Wracam do domu, dalej pada deszcz. Godzina 17,45 w telewizji na żywo, Pan Prezydent miasta Opola informuje, że „tym razem mieszkańcy Opola zostaną w porę uprzedzeni i fala nas nie zaskoczy” . A my, mieszkańcy Folwarku? Przed chwilą była policja z komunikatem.

19 lipca 1997 (sobota)
Poziom wody się nie zmienia, praca przy porządkowaniu przerwana, wszyscy czekają na następną falę, którą zapowiadają. Deszcz pada nadal, czasami intensywnie. Władze i odpowiedzialni za gospodarkę wodną na Śląsku chyba już zaczynają myśleć i prawidłowo spuszczają wodę ze zbiorników. Tym razem - może - nie będzie takiej tragedii, jak przyjdzie zapowiadana fala. O godzinie 19 mamy znowu spotkanie w barze ( kawa i kołacz ze Złotnik ). Jest obecna Pani doktor Lewicka, instruuje mieszkańców jak uchronić się przed epidemią tyfusu, duru brzusznego, salmonellą ( istnieje duże zagrożenie). Ze spóźnieniem dojechała Pani Róża ze Złotnik i przywiozła starsze małżeństwo z Hamm ( Niemcy ), którzy na jej informację telefoniczną, o naszej sytuacji, spontanicznie zorganizowali zbiórkę pieniężną i darów dla naszej miejscowości.
  Dary zebrano DPSG Pfadfinder Stamm „ Don Bosco” Am Kappenbusch 7 59073 Hamm a przywieźli je Państwo Maria und Heiner Ernst Anemonenweg 35 Hamm tel. 61581.
  Dowieźli w gotówce 2800,- DM. oraz buty gumowe, środki do odkażania i inne chemikalia za 1000 DM. W swojej miejscowości założyli specjalne konto na ten cel ( Sparkasse Hamm Konto numer 120 701 81 ), na które - spodziewają się -, zaczną napływać dalsze dary, ( przywieźli również przylepione taśmą na kawałku papieru 15 DM. od 14 letniej dziewczynki, jej oszczędności ze skarbonki). Był to bardzo wzruszający wieczór

20 lipca 1997 (niedziela)
Deszcz nie pada, ale ciemne chmury wiszą nad nami. Poziom wody od wczoraj się nie zmienił. Godzina 8,30 - jak zwykle - msza ( dziś w intencji Gerarda Kurpierz z okazji 70-lecia urodzin). Mszę odprawił Franciszkanin, który zastępuje naszego proboszcza przebywającego w Niemczech. Ponieważ nasza kaplica jest wyłączona ( skład darów dla powodzian) , msza odprawiona została w Świętkowni, przed obrazem M.B. Częstochowskiej przeniesionym z kapliczki, po powodzi, do osuszenia.


21 lipca 1997 ( poniedziałek)
Domecko DFK przywiozło 1535, zł oraz 10 ,-DM. W godzinach rannych odbyła się pielgrzymka do Polskiej Nowej Wsi. Na czele z zastępcą proboszcza.- Franciszkaninem. Deszcz pada z przerwami. Woda bez zmian, zalane ogródki. Czekamy na zapowiadaną falę. Godzina 21 fala jeszcze nie nadeszła.


22 lipca 1887 (wtorek)
Woda podnosi się bardzo powoli, prawie niewidocznie. Już nie pada. Zapowiadają jednak nadejście fali. Wieczorem z policją pojechałem do Winowa sprawdzić plotkę (zasypują odpływ dla naszej wody do Odry) Sprawdziłem - nieprawda, woda po podniesieniu jeszcze o 1 m zacznie spływać na wysokości kanału Wińskiego do Odry.

23 Lipca 1997 (środa )
Rano pogoda jak w lecie o tej porze. Woda powoli, ale systematycznie zalewa - od południowej strony Folwarku - ul. Wiejską Wieczorem około godziny 20,30 woda obok Murowskiego dość szerokim strumieniem z ul. Wiejskiej, przelewa się do stawu, którego woda także doszła do ul. Wiejskiej. Wszyscy czekamy na dalszy rozwój sytuacji ( przyjechał jakiś wóz wojskowy z cywilami i paru strażaków, pooglądali i pojechali ). Władza dmucha teraz na zimne .
Ważny komunikat dla mieszkańców Folwark  Godzina 18,15 jest sołtys z informacją:
Na sesji w dniu dzisiejszym postanowiono i uchwalono co następuje:
Na głowę rodziny zostanie wypłacone 300,- (nowe) zł
Na każdego członka rodziny wypłacone zostanie 100,- zł
Umorzenia „Crus” na rok 1997 i 1998 ( nie będą musieli płacić)
Urząd Gminy nie będzie wysyłał nakazów płatniczych -podatek.
Urząd Gminy pokrywa koszty zużycia wody zalanych terenów.

Protokół zdania darów dla powodzian. z Folwarku: Sołectwa :
1. Daninów Wola 55 worków (13 zboże 11 ziemniaki)
2. Bochlewo zboże 23 worki, 24 worki kartofle
3. Władzimirów 13 worków zboża 4 worki kartofle
4. Kazimierz Biskupi 16 worków kartofle 17 worków zboże 6 paczek proszku do prania.
5. Komorów 950 kg zboże, 400 kg ziemniaków
6. Anielewo 2410 kg zboże 400 kg ziemniaków
7. Cząstków 1650 kg zboże 850 kg ziemniaków
8. Tokarki 1000 kg zboże ---
9. Dobrosołów 2150 kg zboże 1150 kg ziemniaki + 1 przyczepa siana
Razem 8160 kg zboża 2800 kg ziemniaków
Sołectwo Dobrosołowo Gmina Kazimierz Biskupi . Transport Firma „ Tojan „ Durkiewicz Henryk Konin. Kierowca Kawecki Józef.
Dary rozładowali mieszkańcy Folwarku na rogu ul. ul. Szkolna – Lipowa. Rozdział wg listy ustalonej przez komitet społeczny powołany przez powodzian.
Nadzorował Rudolf Zmarzły. Folwark we wrześniu 1997.